*Przybyła tu w potrzebie. Musi zapytać się wielkiego władcy o zgodę na zabicie pewnych smoków. Widziała jak przelatują na lasem, więc byż może uda się jej je pokonać. Jest przecież doświadczoną wojowniczką.
Przed dzwiami do komnaty królewskiej stali dwaj strażnicy. Mshale nie zastanawiała się długo - potraktowała ich strzałą usypiającą. Wielkie drzwi do sali tronowej staneły otworem.
Kiedy kobieta wreszcie otworzyła drzwi, ujrzała tron, na którym siedział dorosły książe o bujnych blond włosach. Był ubrany w czerwoną szatę z białymi plamkami. Na głowie miał koronę z niebieskim krystzałem w środku.
Mshale odrazu uklęknęła, kiedy podeszła bliżej tronu.*
- Witaj, o wielki panie - *Powiedziała w języku ludzi* - przybyłam Cię poinformować, że widziałam na twych terenach dwa smoki. Proszę o zgodę, żebym mogła je zabić.

*Kobieta ukłoniła się i w pośpiechu wyszła z sali. Wsiadła na swojego czarnego rumaka i odjechała do lasu. Miała wszystko czego potrzebował wojownik, który chcesz zabić smoka - zatrute strzały, miecze, ostrza.. Wszystko.
Jadąc tak przez las zobaczyła, że drzewa nie są już takie jak dawniej. Ich kora była lekko czerwona, a liście prawie szare. To mogło oznaczać tylko jedno - tutaj na pewno są smoki. Mshale skręciła w stronę dziwacznych drzew i zaczęła pościg.*